Maroko Essaouira 20.07 - 04.08.2009
Plany wyjazdu do Maroko pojawiły się już w ubiegłym roku podczas pobyty w El Tur. Im bliżej lata tym plany te stawały się coraz bardziej sprecyzowane i realne. Ostatecznie na wyjazd zdecydowało się 8 osób z czego 6 pływających. Do Essaouiry żadne biuro podróży nie wysyłało klientów z Polski, tak więc przelot, hotel i transfer załatwialiśmy na własną rękę. Po wylądowaniu w Agadirze, Maroko przywitało nas wysoka temperaturą. Na lotnisku pojawił się pierwszy problem, a mianowicie okazało się, że oni nie posiadają tam taxówek pickapów a jedynie bardzo stare osobowe mercedesy - beczki. No a sprzęt trzeba było jakoś zabrać. W końcu doszliśmy do wniosku, że bierzemy cztery te rupiecie i jedziemy. Do Essaouiry było ponad 180 km a o klimatyzacji mogliśmy sobie pomarzyć. Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce. Hotel nie wyglądał tak okazale jak na zdjęciach w internecie, ale nie byłoby źle, gdyby nie codziennie ten sam zestaw śniadaniowy: jajeczko, bułeczka i dżemik :-) .
Pierwsze dwa dni poświeciliśmy na zwiedzanie miasta bo po prostu nie wiało. Aż się zaczęliśmy zastanawiać czy przypadkiem te wszystkie statystyki nie były jakoś naciągane. Pierwszego dnia w ogóle pogoda była zaskakująca - zero słońca, pochmurno, mglisto i deszczowo jednak nie był to taki zwykły deszcz a małe kropelki z nad oceanu. Wykorzystaliśmy wolny dzień i załatwiliśmy sobie w jednej z baz przechowalnię. Nasze deski i pędniki robiły niezłe wrażenie bo w bazie sprzęt był delikatnie nadszarpnięty zębem czasu. Jednak co lokalesi potrafili na tym sprzęcie zdziałać to nam oczy wychodziły z orbit :-)
Po dwóch dniach bez wiatru w końcu się rozwiało. Na początku wyskoczyliśmy na większych żaglach czyli ja na 5,2m a Karol na proporcjonalnie większym czyli 6,2m. Szybko jednak zmieniliśmy żagle na mniejsze o 1 m. Tego dnia Karol przetestował wszystkie swoje żagle począwszy od 6,2 m a skończywszy na 4,2m, jednak jak już schodził z wody z tym ostatnim, to lekko słaniał się na nogach :-) Trzeba ntutaj admienić, że woda w oceanie nie była za ciepła, a wiatr z nad oceanu też dosyć chłodny. Ja oczywiście wyskoczyłem w krótkich spodenkach i lykrze, jednak po niecałej godzinie musiałem założyć piankę bo nie dałem już rady pływać - tak byłem zmarznięty. Czułem się tak, jakbym pływał u nas w maju bez pianki. Dobrze że ją w ogóle wrzuciłem w ostatniej chwili, bo do końca zastanawiałem się po co mi pianka w Afryce w środku lata. Tego dnia w przerwie między pływaniem zjadłem jakąś nie za świeżą kanapkę w barze i niestety wieczór spędziłem w objęciach z sedesem. Dobrze że był z nami Paweł - lekarz, który wspomagał mnie jakimiś proszkami. Jednak kolejne dwa dni byłem trochę osłabiony i chociaż nie odpuszczałem pływania to nie było to na 100% możliwości.
Kolejne dni to codzienne pływanie w moim przypadku na 4,3m, i 3,7m , żagiel 5,2m wyciągnąłem w sumie ze 3 razy. No i tak wyglądało nasze pływanie w Essaouira. Ja przeważnie na 4,3m Karol 4,7 lub 5,3. Spot w Essaouira od otwartego oceanu ogradza wyspa Mogador i kilka mniejszych wysepek, i może dlatego nie ma tutaj dużej fali przybojowej. Im bardziej w lewą stronę spotu tym fale były większe i fajnie można się było z nich wybić, jednak nie były one większe niż 1-1,5m. Wg lokalesów największe fale są wiosną i wtedy nawet w Essaouira osiągają 2-3 m.
Po jednym z wieczorów, po obejrzeniu filmu loop dla każdego, nabraliśmy ochoty na ćwiczenie tego prostego manewru :-) . Następnego dnia każdy zaliczył po kilka prób mniej lub bardziej udanych. Ja po pierwszym skoku tak się nakręciłem że strzeliłem ok. 10 podejść, kilka naprawdę widowiskowych, niestety żaden nie ustany. Po każdej próbie kiedy wracałem na brzeg i pytałem się stojącego tam kolesia z bazy co robię źle, on miał mi do powiedzenia ciągle to samo - "za nisko, wyżej, to tylko woda" ;-) . Jednak po takich próbach plecy i tyłek zrobiły się sine, i kilka następnych dni musiałem spać na brzuchu, ale najważniejsze że przełamałem się i nie było już takiego strachu w głowie przed tym skokiem.
Jeden dzień poświęciliśmy na wyjazd do Sidi Kaouki, gdzie wg informacji znalezionych w internecie miało wiać mocniej niż w Essaouira o 1-2Bf. Karol jakby coś przeczuwał i odpuścił sobie ten wyjazd. Jakie było nasze zdziwienie kiedy zajechaliśmy na miejsce i nie było wcale wiatru. Po prostu 0, a wyjeżdżając z Essaouiry wiała mocna 5. Jest to odległość tylko ok. 20 km. W bazie powiedziano nam, że tutaj jest tak często, gdyż wieje jakiś inny wiatr z południa, który równoważy wiatr północny. Zaproponowali nam wyjazd kilka km dalej do takiej niewielkiej zatoki i tam miało wiać , tylko mieliśmy wziąć żagle 5m :-) No niestety my zaopatrzyliśmy się jedynie w 4 i 3 metrowe, bo przecież miało być mocniej o 1-2 Bf :-). Tak więc trochę poplażowaliśmy podziwiając piękne i szerokie plaże Sidi. Po powrocie do Essaouira zaliczyliśmy jeszcze ok. 2 godz. pływania na 5m żaglach.
Oczywiście być w Maroko i nie zaliczyć słynnego Mouley Bouzerktoun byłoby grzechem. Tak więc dwa przedostanie dni spędziliśmy właśnie tam. Pierwszy dzień wiało 8Bf. Ja na żaglu 4,3 dobrze dożaglowany , Karol 4,7m. Wyjeżdżając z Essauoira chłopaki z bazy powiedzieli, że jest płasko i nie ma fal. No może dla nich było płasko :-) jednak dla nas warunki były super. Każdy zaliczył tu swoje skoki życia, jak się później okazało na filmie z kamery nasze skoki były tylko nieśmiałymi podskokami w porównaniu do skoków localesów :-). Oczywiście prym wiódł Boujmaa Gailloul - było na co popatrzeć: back loopy , push loopy, forward loop, podwójne loop, cheese-rolle oraz inne bliżej nie określone ewolucje w powietrzu. Drugiego dnia wiało jeszcze mocniej, bo ja byłem przeżaglowany na 3,7m, chociaż fale były mniejsze niż dzień wcześniej.
Ogólnie wyjazd super, statystyka na 13 dni było 2 dni bez wiatru , dwa razy 5Bf, 2 razy 6Bf, 3 razy 7Bf i 4 razy 8Bf - tak więc całkiem przyjemnie :-). Myślę, że jeszcze nie raz odwiedzimy Essaouire oraz, że więcej czasu spędzimy w Mouley.
by Pieniu
|