Brazylia - Jericoacoara 2009Nieoczekiwanie pojawiła się szansa wyjazdu w to kultowe miejsce i trudno było się oprzeć pokusie aby z tego nie skorzystać. Trochę o samym wyjeździe. Bilety można kupić w którymś z polskich specjalistycznych biur, które organizują wyjazdy do Brazylii. Ja skorzystałem z 4Sun ale bilety na samolot można nabyć bezpośrednio w TAP (portugalskie linie lotnicze) oczywiście najlepiej odpowiednio wcześniej i w promocji. Zostaje jeszcze rezerwacja hotelu i transfer lotnisko - Jeri. My załatwiliśmy to za pomocą Club Ventos, gdzie także wypożyczałem sprzęt windsurfingowy. Uwaga ! Club Ventos to najlepsza stacja ws jaką kiedykolwiek widziałem! Cała podróż przebiega w rytmie: 4 godziny lot W-wa - Lizbona + 6 godzin postoju + 7 godzin lot Lizbona - Fortaleza + 4,5 godziny podróż samochodem Fortaleza - Jeri (z czego ostatnie 24 km plażą oceanu i wydmami). Generalnie ostatni odcinek drogi pokonuje się tylko samochodem terenowym 4x4 i do tego panowie spuszczają jeszcze powietrze z kół aby się nie zakopać na wydmach. Jericoacoara to wioska w sercu parku narodowego, w którym dba się o to, aby przyroda nie była nadszarpnięta ludzką działalnością. Nie ma tu drogi asfaltowej, ulice nie są utwardzone a nawet w niektórych sklepach i knajpkach nie ma normalnej podłogi a stąpa się po piachu. Na ulicach pełno knajpek, sklepów z pamiątkami i kwater do wynajęcia. Wioska położona jest nad brzegiem oceanu w cieniu palm w sąsiedztwie wydm z białego piasku - widok jak z bajki. Trochę o pływaniu - bo to zawsze wzbudza emocje :-) Listopad to statystyka ok. 97% więc wiało codziennie w trakcie pobytu. Rano (bo wstawaliśmy o 5 ze względu na zmianę czasu) wiatr nie jest zbyt silny ale ustala się ok. 10-11 i do końca dnia zacina przeważnie z tą samą siłą ok. 6Bf. Przez cały mój wyjazd można powiedzieć, że nie rozstawałem się z powierzchnią 5,4m. Rano wiatr z prawej a po południu od brzegu i w zależności od faz pływów odpowiednio fale 0,5-1,5 metra w trakcie przypływu. Im bardziej w prawo tym lepsze, oczywiście najlepsze załamywały się tuż przed skałami :-) Na wodzie roi się od zawodników z PWA, lokalesów i turystów. Naprawdę jak się rozwieje to jest tłum - to największe niebezpieczeństwo wiec kask i czujność wskazane. No i oczywiście te wszystkie triki, których nazw nigdy nie spamiętam zaprzeczają prawu grawitacji. Poza tym dla osób nie pływających i tych, którzy są wrażliwi na piękno - naprawdę jest co zwiedzać. Na dwa dni wypożyczyliśmy Buggie z kierowcą. Zaliczyliśmy restaurację w wodzie, gdzie kelner na tacy przynosi owoce morza i każe ci wybierać. Polecam czerwoną rybę wielkości dwóch bochenków chleba. Byliśmy w lazurowych lagunach gdzie są hamaki w wodzie i gdzie możesz popijać sok z kokosa lub pływać na desce - dla każdego coś miłego. Lasy namorzynowe, przeprawy przez rzeki na barkach, jazda na snowboardzie z wydmy wprost do wody i wiele, wiele innych zwariowanych pomysłów. No i dla romantyków o godzinie 17-tej tłum rusza na wydmę oglądać zachód słońca i akrobatyczne popisy wariatów którzy skaczą z wydmy serią salt i fiflaków czasem z efektowną końcówką w wodzie. Co wieczór na plaży są pokazy Capoeira a później ludzie ruszają się rozsmakować w lokalnych drinkach o smaku egzotyki. Co ważne - nie ma tu imprez w stylu nadwiślańskiej hołoty!!! Czy wrócę do Jeri? - zobacz sam czy warto: YouTube |
.:: wykonanie - Mike : współpraca - cała grupa ::. |